Katalog miejsc wstydliwych

Autor:
Edward Wieczorek
Data publikacji:
29 Maj 2018
Odsłuchaj tekst

Krótka historia brudu

       Ponoć starożytni Rzymianie potrafili godzinami siedzieć w łaźni, św. Agnieszka nie kąpała się nigdy, zaś Ludwik XIV, zwany Królem Słońcem – zamiast kąpieli, zmieniał koszule. Brud towarzyszył człowiekowi od zawsze, ale dopiero wprowadzenie przez niektóre religie nakazu mycia, tę sytuację zmieniło. Najstarsze znaleziska archeologiczne z Mochendżo-Daro w Pakistanie (III tys. p.n.e.) ukazują system kanalizacji i łaźni. Rzymianie z kąpieli uczynili towarzyską atrakcję, zaś kulturalny mieszkaniec imperium robił wszystko, by być czystym. Odwrót nastąpił w początkach chrześcijaństwa. Św. Hieronim miał ponoć stwierdzić, że kogo chrzest oczyścił, nie musi się kąpać po raz drugi. W brudzie żył św. Franciszek, św. Agnieszka, a św. Olimpia kąpała się tylko w czasie choroby. Taki stosunek do higieny utrzymał się niemal do XVIII w., kiedy zaczęły się pierwsze wyjazdy „do wód”, kąpiele lecznicze, picie „mineralki”. Wówczas też higiena wkroczyła „na salony”. Obok miski z wodą i nocnika, pojawiły się pokoje kąpielowe. Po latach załatwiania potrzeb fizjologicznych „gdzie bądź”– pojawiły się także toalety (Katherine Ashenburg w „Historii brudu” pisze: „Po wypiciu wody mineralnej idzie się na spacer […], a jako że woda działa szybko i powoduje obfite stolce, powstaje scena, kiedy wszyscy nagle zrywają się jak oparzeni i wypróżniają na pełnym widoku, bo dokoła nie ma ni krzaczka ni drzewa, by się schronić”).
        Bogaci zaczęli montować w swoich pałacach i domach łazienki, ale biedota myła się rzadko, albo wcale (w myśl porzekadła, że „częste mycie skraca życie”). Dla tych ostatnich w miastach i miasteczkach powstawały publiczne łaźnie. Tak było chociażby w przypadku Bytomia, w którym w 1868 r. – wkrótce po zbudowaniu zakładu wodociągowego – wzniesiono obok niego budynek łaźni miejskiej. W 1869 r. oddano w nim do użytku publicznego basen kąpielowy i łazienki z wannami oraz łaźnię rosyjską (banię), łaźnię rzymską i prysznice.

Zakład wodociągowy i łaźnia miejska w Bytomiu na pocz. XX w. (pocztówka ze zbiorów Czesława Czerwińskiego) i współcześnie - foto Edward Wieczorek

          Ok. 1930 r. budynek rozebrano, a w latach 1930-31 zbudowano przy ul. Parkowej wg projektu Carla Schmidta nowe, istniejące do dziś, funkcjonalistyczne w stylu, kryte kąpielisko z łaźnią miejską i urządzeniami do hydroterapii. Do tej ostatniej wykorzystywana jest nawet solanka tłoczona z podziemi kopalni węgla kamiennego „Centrum”.
           Podobne miejskie łaźnie, połączone z basenami, funkcjonowały w wielu miastach, wspomnę tylko o Katowicach przy ul. Mickiewicza (obecnie siedziba PZU Życie), Zabrzu przy ul. M. Lutra, Gliwicach przy al. Przyjaźni 18 (w wielofunkcyjnym kompleksie z 1890 r., obejmującego m.in. Teatr Victoria, basen, łaźnię miejską i hotel, podpalonym w 1945 r. przez stacjonującą w mieście Armię Czerwoną).

Sosnowiec, pałac Dietla - łazienka XXL

          O ile łaźnie miejskie, a potem łazienki domowe były banalne (choć odpowiadały stylowi epoki i dziś byłyby perełkami w swej dziedzinie), to łazienki establishmentu były wyjątkowe. Do takich, unikalnych w skali kraju, należy pałacowa łazienka, a właściwie spory pokój kąpielowy w pałacu Dietla w Sosnowcu.

Pałac Dietla w Sosnowcu, foto Edward Wieczorek

        Henryk Dietel z nowo poślubioną małżonką Klarą przybył do Sosnowca w 1878 r., gdzie zaraz po przybyciu zaczął budować przędzalnię wełny czesankowej – pierwszą w Królestwie Polskim i w całym Cesarstwie Rosyjskim. W sąsiedztwie fabryki powstało osiedle dla robotników oraz pałac właściciela. W 1880 r. zrealizowano budowę pałacu w stylu neorenesansowym, w 1894 r. dobudowano salę balową i oranżerię. W latach 1899-1902 nadbudowano dach mansardowy i zmieniono elewację na neobarokową. Autorem projektu pałacu był Ignatz Grünfeld z Katowic. Z pałacem sąsiaduje malowniczy park z 1901 r.

Sala balowa pałacu Dietla w Sosnowcu, foto Edward Wieczorek

            Na I piętrze pałacu znalazły się reprezentacyjne wnętrza – bel-étage – dwukondygnacyjna sala balowa, kilka salonów (m.in. neorokokowy salon pani domu), pokój klasycystyczny, jadalnia, gabinet secesyjny i pokój fajkowy. Amfiladę reprezentacyjnych pomieszczeń zamyka luksusowy salon kąpielowy o powierzchni 27 m2, zniszczony w latach 50. XX w., ale zrekonstruowany wg wyglądu z czasów Dietlów. Prace rewaloryzacyjne przy nim zajęły dwa lata. Wystrój i wyposażenie, wykonane są w barwie jasnozielonej i żółtej, urozmaiconej kolorem kości słoniowej, błękitem i seledynem. Centralną część salonu zajmuje wpuszczany w podłogę basen, wyłożony kafelkami z elementami akwatycznymi – muszlami, konikami morskimi oraz pełnoplastycznymi rzeźbami syrenki i dwóch putt igrających na potworze morskim i delfinie. Uzupełnieniem dekoracji jest ceramiczny obraz nimf zwanych nereidami i okeanidami, uosabiających siły przyrody związane z wodą, a ukazujący „Orszak weselny Amfitrydy – małżonki króla wód Posejdona. Najpiękniejsza z morskich bogiń przedstawiona została w kwiatowym wieńcu na głowie. Królowej morza towarzyszy syn – Tryton – półczłowiek-półryba.

Salon kąpielowy w pałacu Dietla w Sosnowcu, foto Edward Wieczorek

Fragment dekoracji ceramicznej "Orszak Amfitrydy" w salonie kąpielowym pałacu Dietla, foto Edward Wieczorek

Fragment dekoracji ceramicznej salonu kąpielowego pałacu Dietla w Sosnowcu, foto Edward Wieczorek

Ściany łazienki do połowy wysokości pokrywa ceramiczna lamperia z motywami roślinnymi. W oknach wprawiono dwa identyczne witraże z parą puttów trzymających wazon z kwiatami niezapominajek i pałkami wodnymi, wykonane w pracowni witrażowniczej Kahlert und Weber w Rydze.


Witraż w salonie kąpielowym, foto Edward Wieczorek

Uzupełnieniem wyposażenia pokoju kąpielowego jest drewniana nastawa z lustrem oraz ceramiczny parawan, obudowujący ubikację. Wystrój uzupełnia wzorzysta, terakotowa posadzka.

Ubikacja w salonie kąpielowym, foto Edward Wieczorek (w trakcie prac konserwatorskich w 2014 r.)

Atrakcyjność tego pomieszczenia spowodowała, że zagrało ono w filmach: „Między ustami a brzegiem pucharu” Zbigniewa Kuźmińskiego, „Magnat” i „Biała wizytówka” Filipa Bajona, „Wilczyca” Marka Piestraka.
Pałac Dietla to nie tylko łazienka. To także pięknie odrestaurowane po kilkunastu latach prac konserwatorskich wnętrza. Większość z zachowanymi meblami, sztukateriami i boazeriami.
Pałac jest własnością prywatną, jego zwiedzanie możliwe jest po wcześniejszym uzgodnieniu z administratorem tel. 602-758-451.

Pszczyna – łazienki księżnej Daisy

           W 1891 roku osiemnastoletnia Maria Teresa Oliwia Cornwallis-West, zwana w rodzinie Daisy (Stokrotka) wyszła za mąż za starszego od siebie o 12 lat Jana Henryka XV Hochberga von Pless – późniejszego pana na Książu i Pszczynie, poniekąd przyczyniając się do podniesienia poziomu higieny na pszczyńskim zamku. Ale po kolei.

Zamek w Pszczynie, foto T. Gębuś, archiwum ŚOT

           Ceremonia ślubna odbyła się w Londynie, w kościele św. Małgorzaty na terenie Opactwa Westminsterskiego – miejscu królewskich koronacji. Przeprowadzka z Anglii do Niemiec po ślubie była dla Daisy wielką rewolucją. Zupełnie inna mentalność, zwyczaje i otoczenie sprawiły, że musiało minąć sporo czasu, zanim poczuła się w kraju swego męża w miarę swobodnie. Małżonkowie dostali w użytkowanie malowniczy zamek w Książu, korzystano także z mniejszego pałacu w Pszczynie. Daisy nie mogła jednak zrozumieć, dlaczego nie było tam ani jednej łazienki. XIX-wieczna Anglia należała do przodujących w Europie pod względem higieny osobistej, a jednym z pierwszych, który w domu miał łazienkę z bieżącą wodą, wanną i natryskiem, był pisarz Karol Dickens. Anglicy uznali też, że skóra powinna oddychać, a jej mycie pomaga w zachowaniu zdrowia i urody. Te zapamiętane z domu nauki Daisy z czasem wprowadziła także w Pszczynie. Za jej sprawą urządzono łazienki w tutejszym zamku, w tym łazienkę w prywatnych apartamentach księżnej.

Daisy (Maria Teresa Oliwia Cornwallis-West) von Pless, foto https://commons.wikimedia.org/wiki/

          Pokoik kąpielowy Daisy jest niewielki. Jego ściany dekorowane są prostokątnymi płytami ciemnego marmuru, odcinającego się czarnymi ramami od jasnego tła. Płaszczyzny marmuru przedzielone są dużymi lustrami, co nieco powiększa optycznie ciasne pomieszczenie, ale i tak to klitka. Do toalety służyła niewielka marmurowa wanna, zagłębiona w posadzce, do której schodziło się po dwóch stopniach. Miałem okazję być w tej łazience dwadzieścia kilka lat temu i szczerze mówiąc nie wywarła na mnie sympatycznego wrażenia, choć była świeżo po renowacji. Po prostu – jak na łazienkę – jest jakoś mało przytulna. Niestety, pomieszczenie to nie jest pokazywane turystom, więc musicie mi wierzyć na słowo.

           O wiele większe wrażenie w pszczyńskim zamku robi inna łazienka, tzw. gościnna (do niedawna nazywana też Łazienką Różową). Jest ona dekorowana tapetami z motywami kolorowych bukietów i wedutami przedstawiającymi Rzym w 1771 r., które to tapety i weduty odbijają się w dużych lustrach garderobianych szaf. Oczywiście stoi w niej ceramiczna wanna i takiż sedes, a także umywalka z lustrem i… nocnik. Żeby było cieplej, ustawiony ceramiczny piec. Duże lustra, kolorystyka tapet i biel szaf rozjaśniają wnętrze (nawiasem mówiąc tapety zostały wykonane w angielskiej firmie GP & Baker działającej od 1884 roku, na podstawie zachowanego fragmentu starej, oryginalnej).

Zamek pszczyński ze swymi wspaniałymi wnętrzami – obok Łańcuta i Wawelu – należy do najładniejszych rezydencji południowej Polski. Jako placówka muzealna jest ogólnie dostępny, więc z obejrzeniem opisywanej łazienki (i – oczywiście – innych pomieszczeń) nie powinno być problemu.

W Mysiej Wieży i nie tylko – Kamieniec, Bobolice i Chudów

          Z naszych XIX-wiecznych łazienek wróćmy do średniowiecza. Wszak mamy w naszym województwie kilka zamków i ich ruin, w których możemy zobaczyć, jak kiedyś załatwiano „te sprawy”.
Łazienek w zamkach nie było. Normalnie starczał stół z dzbanem wody, miednicą i ręcznikiem do mycia rąk i twarzy, natomiast do załatwiania potrzeb fizjologicznych – latryna, najczęściej umieszczona na krawędzi murów, tak by fekalia wypadały poza obręb budowli, najlepiej do fosy z wodą.
Prości ludzie chodzili w krzaki czy za przysłowiową stodołę (jeszcze do połowy lat międzywojennych, dopóki generał Sławoj-Składkowski nie zaczął obligatoryjnie wprowadzać drewnianych wychodków, od jego nazwiska nazywanych „sławojkami”, w ten sposób załatwiano potrzeby fizjologiczne na polskich wsiach), ale mieszkańcom zamku trudno byłoby za każdym razem przemieszczać się poza mury, a na terenie budowli nieczystości groziły wybuchem epidemii.
Powstały więc latryny w wykuszach, dostępnych od strony izby, zazwyczaj sypialnej proste w formie – siedzisko lub dziura w podłodze. Wykusze były zawieszone wysoko na murze, drewniane, a czasem z cegły lub kamienia, by nie odczuwać dyskomfortu ze strony wiatru. Otworem w podłodze nieczystości spływały do zamkowej fosy.

Średniowieczna latryna (zamek Buchlov na Morawach), foto Edward Wieczorek

Krzyżacy dla mieszkańców swych zamków budowali specjalne wieże latrynowe, tzw. gdaniska (danskery), oddalone kilkanaście metrów od bryły zamku, jak ma to miejsce w zamkach w Malborku, Kwidzyniu czy Toruniu.

Gdanisko (danseker) zamku krzyżackiego w Toruniu, foto Edward Wieczorek

Na naszym terenie chcę Waszą uwagę zwrócić na trzy budowle: Mysią Wieżę w Kamieńcu w powiecie tarnogórskim, zamek w Bobolicach w powiecie myszkowskim i zamek w Chudowie w powiecie gliwickim.
Obecną ozdobą Kamieńca w gminie Zbrosławice jest pałac na miejscu wcześniejszego zamku rodu Kokorzów z wieku XVI. Na początku XVIII w. ówczesny właściciel Kamieńca, Martin Scholtz von Löwenckron, zbudował barokowy pałac. Jego pierwotny wygląd znamy z litografii Dunckera. Kolejni właściciele – Strachwitzowie – dokonali jego przebudowy w stylu neorenesansowym. W tym kształcie pozostał do dnia dzisiejszego.

Pałac Löwenckronów w Kamieńcu, foto Edward Wieczorek

Tuż przy pałacu wznosi się wieża, do niedawna datowana na 1887 r. Nazwano ją Mysią, chociaż z Popielem ma niewiele wspólnego. Przypuszczano, że Strachwitzowie mieli w niej obserwatorium astronomiczne, ale badania archeologiczne, przeprowadzone w 2000 r., zweryfikowały dotychczasowe przypuszczenia. Okazało się, że jej najstarsze fragmenty sięgają czasu Kokorzów. Przy okazji na pierwszym piętrze przypadkiem wywróciła się ścianka z cegieł i okazało się, że skrywa latrynę w postaci niszy w grubym murze. Wejście było wysokie na 170 cm, a szerokie na 54. W głębi niej znajdowało się siedzisko z resztkami deski i otworem pośrodku. Prowadzący w dół kanał był na końcu zamurowany, dlatego nie było widać wylotu z zewnątrz budowli.
Aktualnie wieża jest – podobnie jak cały pałac w Kamieńcu – niedostępna (w pałacu mieści się Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci).

Tzw. Mysia Wieża w Kamieńcu, foto Edward Wieczorek

Dostępne za to są dwa zamki: w Bobolicach i Chudowie. W trakcie prac rekonstrukcyjnych uzupełniono także mury zamkowe o widoczne wykusze. Sąsiadowały one z zamkowymi sypialniami, choć jeszcze do XIX w. „te sprawy” załatwiano po prostu do nocnika, który rano opróżniała służba. A propos nocnika. Melchior Wańkowicz przytoczyłswego czasu taką anegdotę: podróżnemu, który przybył do Stolina, bagażowy (zarazem „naganiacz” hotelowy) niesie bagaże i idąc uliczkami parę kroków przed nim krzyczy: „Ydże sze, ydże sze – man gejt, man gejt!”. Kiedy zaintrygowany podróżny pyta, czemu tak wykrzykuje, że idą, ten odparł, że ze względów profilaktycznych – o tej porze mieszkańcy opróżniają przez okna nocniki.

Zamek w Bobolicach (na ścianie widoczny wykusz latrynowy), foto Edward Wieczorek

Wieża zamku w Chudowie z widocznym wykuszem latrynowym, foto Edward Wieczorek

Wielu piszących na temat średniowiecznych latryn zastanawia się, czym kończono „posiedzenie”. Otóż funkcję papieru toaletowego pełniło często siano, liście, mech lub przędza.

Chudów - wykusz latrynowy na wieży zamku, foto Edward Wieczorek

Tychy – zabytek klasy dwuzerowej

         Na terenie Muzeum Tyskich Browarów Książęcych, w sąsiedztwie kuźni i bednarni, stoi niepozorny zielony domek posadowiony na niewielkiej podmurówce. To unikalna toaleta wozowa końca XIX w., zbudowana w celach – wiadomych. Ponieważ browar był zakładem produkcji spożywczej, kierownictwo szczególnie dbało o higienę i wygodę pracowników – stąd rzeczona budowla (ponoć jedyna zachowana w tej części Europy). Zasada jej działania była prosta. Z góry załatwiano co trzeba, a od spodu przez garażowe wrota wprowadzany był specjalny, szczelny wóz asenizacyjny, który po napełnieniu użyźniał pola książąt pszczyńskich.
Na co dzień ten fragment browaru nie jest pokazywany zwiedzającym, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by poprosić browarnianego przewodnika o nadłożenie kilkunastu metrów i obejrzenie unikalnego zabytku. W końcu to żadna tajemnica przemysłowa .
Tyskie Browarium mogą zwiedzać osoby pełnoletnie. szczegóły http://zwiedzbrowar.pl/

Tyskie Browary Książęce - toaleta wozowa, foto Edward Wieczorek

 

Wyświetlenia:  738
Twoja ocena:
Ocena: 0.0 (Oddano 0 głosy)